Spokojnie, nic się nie stało. To tylko tak może groźnie wygląda, ale doprawdy - widziałam ją w gorszym stanie.
Oto typowa garażowa aranżacja: wygodna tektura do przyklęku, sufit, którego na zdjęciu co prawda nie widać, ale zapewniam, że jest, no i arsenał narzędzi niezbędnych do usunięcia usterki, choć w tym wypadku usterką bym tego nie nazwała. Zwyczajnie trzeba było do niej zajrzeć, rutynowo bardziej, żeby odkryć jak zwykle, że jednak coś tam jej cieknie i z tego powodu warto naprawić, aby jednak hamowała się w tym dzikim drogowym pędzie współczesnych ulic.
Nieodmiennie mnie rozczula kilka rzeczy, ale w przypadku napraw syreny chyba najbardziej właśnie to, że - przykładowo do naprawy układu hamulcowego naszego dwutaktu - niezbędnym są przedmioty codziennego użytku. Bez tej butelki 0,5 l po wodzie mineralnej niegazowanej, którą w pośpiechu piłam, aby wziąć udział w procederze odpowietrzania układu hamulcowego tylnych kół stopiątki, nic by się nie stało, co się stało! Co prawda jeszcze musiałam zasiąść wygodnie przy kierownicy i poćwiczyć wciskanie pedału hamulca pod czujnym okiem wykwalifikowanego zespołu mechaników z departamentu napraw pojazdów z lat 70, czyli Krzysztofa, mojego męża, ojca Kasi, appy Ewy oraz taty Agaty (5 osób!) i już konieczny do wymiany płyn z towarzyszeniem niechcianego w hamulcach powietrza lądował do plastiku, wpisując się ekologiczne trendy recyklingu.
A zwalniacze ma teraz jak brzytwa! Na każde wezwanie, mimowolnie, każdy pasażer wykonuje głęboki ukłon, oddając tym samym cześć polskiej myśli technologicznej.