Piknik syren i warszaw na szlaku piastowskim
Nekla 23 - 25 czerwca 2006 r.
Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek przedtem wpadł na pomysł, aby spotkanie fanów dawnej motoryzacji nazwać piknikiem i tylko dla urozmaicenia wkomponować w nie rajd. Ale to niezwykle połączenie świetnie sprawdziło się na ziemiach Wielkopolski, na pewno głównie dzięki temu, że organizatorem tego przedsięwzięcia był klub z Nekli.
Uprzedzeni o nacisku, jaki organizatorzy kładli na stworzenie prawdziwie rodzinnej atmosfery weekendowego pikniku, zabraliśmy ze sobą po raz pierwszy w życiu na syreniarski rajd naszą córkę Kasię. No i wydaje się, że połknęła bakcyla, bo już nam zapowiedziała, że na następny rajd też wybiera się z nami!
Dziękujemy organizatorom Pikniku za świetnie przygotowane spotkanie, za tyle atrakcji, za zgranie szczegółów, za przygotowanie rajdu, posiłków i imprezy, słowem - za wszystko!
W drodze
Jak zwykle na rajdy i zloty, tak i tym razem, jechaliśmy do Nekli zgraną paczką, jak na przedstawicieli dopiero co założonego w Mogilnie Centralnego Warszawskiego Klubu Niezrzeszonych Syreniarzy (CWKNS) przystało. Proszę mi wybaczyć, że klubie znowu nic nie napiszę tym razem. Jest to zagadnienie tak złożone, a idea tak porażająco innowacyjna, że zasługuje na zupełnie oddzielne opracowanie, które w najbliższym czasie, po dokonaniu niezbędnych formalności, zostanie przeze mnie niezwykle skrupulatnie zapisane i do wiadomości wszystkich czytelników tej strony podane.
Znowu wyjechaliśmy lekko za późno, spóźniliśmy się zatem na spotkanie organizacyjne, co na szczęście zostało nam natychmiast po naszym pojawieniu się w Zasutowie wybaczone.
Oprócz tej innowacji, że w naszej syrenie tym razem tylna kanapa nie była pusta, zasadnicza zmiana dotyczyła samochodu, jakim poruszał się Andrzej. Z uwagi na przedłużający się pobyt syreny 104 w luksusowym gabinecie odnowy biologicznej, do uczestniczenia w pikniku Andrzej zaprosił swój nowy nabytek, a mianowicie warszawę 223. Oczywiście ten fakt został zauważony, a śliczna warszawa zgarnęła wiele komplementów i wyrazów uznania nie tylko od zlotowiczów, ale także na trasie do Nekli.
Zasutowo
Tak wyglądał właśnie sobotni poranek w Zasutowie, gdzie organizatorzy wyznaczyli bazę noclegową dla uczestników pikniku. Wozy w zgrabnym szyku i ustalonej kolejności wyjechały na oficjalne rozpoczęcie spotkania pod pałac w Nekli, skąd startowała trasa rajdu.
Nekla
Na trasie rajdu
Rajd, chociaż dość długi, nie był rozgrywany na czas, dzięki czemu można było w miarę swobodnie dysponować czasem na różnych etapach. Sam przejazd według mapy urozmaicały konkurencje i zadania na punktach kontrolnych. W większości, oprócz punktów, zdobywaliśmy wszelkie niezbędne do udanego pikniku rzeczy. W naszej ekipie za stan ekwipunku odpowiedzialna była Kasia.
Piknik
Część rajdowa pikniku zakończyła się w godzinach popołudniowych tej upalnej soboty. Na mecie wszelkie fanty zostały w całości oddane organizatorom. Przewidziany na spotkanie plac, za sprawą ogniska, śpiewającej nie tylko country kapeli, grających w piłkę dzieciaków i beczki piwa w cieniu, przeobraził się w miejsce iście rodzinnego pikniku.
Organizatorzy uhonorowali udział w rajdzie każdej ekipy i po rozdaniu nagród udaliśmy się gromadnie na "wianki" w Nekli
Wianki
Tego nie można było przegapić. Podobno co roku w Nekli tak hucznie obchodzone są tradycyjne "wianki". Tym razem najbardziej efektowny okazał się pokaz sztucznych ogni, który trwał ponad pół godziny!
Szlakiem Piastów
Aura wcale nie odpuszczała, była śliczna pogoda, stąd niedziela w sam raz nadawała się właśnie na zaplanowane zwiedzanie zabytków szlakiem Piastów: Ostrów Lednicki i zachowane wielkopolskie chaty.
Do południa czas szybko zleciał, tak że nie wiedzieć kiedy zrobiła się pora na grochówkę z kotła, a zaraz po niej - przynajmniej dla nas - pora wyjazdu.
Kasia płakała, nie chciała odjeżdżać, a i nam żal trochę było, że nie możemy zostać choćby do wieczora.
Powrót
Droga powrotna do domu z zasady jakoś tak mija szybko, a tym razem jakoś szczególnie. Urządziliśmy sobie w samochodzie mały quiz na temat pikniku i syreny i niemal całą drogę zgadywaliśmy nawzajem wymyślane przez siebie zagadki.
Upał był straszny - w sumie nic dziwnego. Lato takimi wiankami przywitane daje nam po prostu wszystko co najlepsze. Dziwiłam się Kasi, że dzielnie wytrzymała bez marudzenia całą drogę i nawet nie zasnęła.
W Płocku zrobiliśmy sobie mały postój, a potem jechaliśmy już bez przystanków do samego Nowego Dworu Mazowieckiego, gdzie pożegnaliśmy się z Andrzejem.
Wkrótce nasza syrenka odpoczywała już sobie garażu, a stan jej licznika znowu zwiększył się o kilkaset kilometrów; dokładnie o 763.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję!
Komentarz ukaże się na stronie po zatwierdzeniu przez administratora strony.